Dziś wrzucam na stronę wpis nr 20. Będzie trochę mniej oficjalnie niż zwykle. Z tej małej, ale dla mnie ważnej okazji urządzę na blogu trochę prywaty. Poniżej chciałabym zaprezentować koncepcję wymarzonego zespołu na przyszły sezon F1. Nazwa nawiązuje do mojego ulubionego kierowcy z zamierzchłych czasów - tj. z początków Formuły 1. Jim Clark, bo o nim mowa, zafascynował mnie swoimi umiejętnościami pracy z hamulcami, przeciążeniem oddziałującym na auto i wykorzystaniem w pełni talentu motoryzacyjnego przy zachowaniu niezwykłej skromności. Drugi człon nazwy Sharks (czyli ang. Rekiny) ma nawiązywać do ostrej i sprytnej walki na torze oraz podświadomie budzić szacunek do zespołu przez wzbudzenie aluzji do głodu tegoż drapieżnika - w tym wypadku: głodu zwycięstwa. Szefem zespołu mianowałabym Zaka Browna, aktualnego "dowódcy" McLarena, który zaimponował mi pracą ze swoimi kierowcami oraz tym, jak pomógł dokonać swoistego odrodzenia stajni z Woking. Fotele kierowców zapro