Przejdź do głównej zawartości

Koński Ogon #4 - spostrzeżenia po GP Kanady 2022

    Grand Prix Kanady 2022 przeszło do historii, więc przedstawiam kilka moich spostrzeżeń po rywalizacji na torze upamiętniającym Gillesa Villeneuve'a.
    Spodziewałam się jeszcze przed zgaśnięciem czerwonych świateł, że Alonso, będący po wewnętrznej stronie pierwszego zakrętu, wyprzedzi już na początku Maxa Verstappena, ale cwanym lisem w tym przypadku okazał się nie Fernando, ale Holender z Red Bulla. Max na 5. z 70 okrążeń wypracował sobie ponad trzy sekundy przewagi nad drugim wtedy Carlosem Sainzem - jedyną nadzieją Ferrari na ten wyścig (z uwagi na karę cofnięcia na tył stawki Charlesa Leclerca z racji włożenia do auta komponentów spoza limitu części wymiennych).
    Tymczasem trwa seria awarii jednostek napędowych, tym razem padł silnik w bolidzie Sergio Pereza. Czyżby przerobiona Honda miała znowu problemy? Tym odpadnięciem z wyścigu Meksykanina na pewno ucieszył się Leclerc - dzięki nieszczęściu zawodnika Red Bulla Monakijczykowi z Ferrari brakuje tylko 3 oczek, by wyrównać dotychczas uzbierane punkty Pereza ze swoimi. Ale o Leclercu za chwilę.
 
 
 
Fot. 1. Triumfujący Max Verstappen podczas GP Kanady 2022
 

Zdjęcie 

źródło: https://twitter.com/redbullracing/status/1538626235345117184/photo/1; photo from: official TT account of Oracle Red Bull Racing [19.06.2022, 10:54 PM];
 
 
    Stosunkowo dobrze w tegorocznym GP Kanady spisał się Alex Albon. Zmagania skończył na 13. pozycji, ale miło było popatrzeć, jak williams Taja na 12. okrążeniu znalazł się na 10. pozycji w tabeli. Trzeba podkreślić, że malowanie przy airboxie w barwach baterii Duracell wygląda dobrze na niebieskim bolidzie stajni z Grove. 
    Śmiech mogła wzbudzać seria formułujących się "pociągów" za niektórymi kierowcami. Tak jak śmiał się komentator Mikołaj Sokół, "maszynistą" w niedzielne popołudnie był m.in. Albon (okolice 16. kółka), który właśnie w tym czasie wyścigu imponująco obronił się przed Bottasem - Fin znowu w tym sezonie za kimś utknął. Tym trzymaniem Valtteriego za sobą, Alex Albon nie dawał szasy na lepszą jazdę Charlesowi Leclercowi - zawodnik Ferrari próbował przecież przebijać się wyżej. Złośliwi stwierdzą, że (tak jak w Monako) Albon "grał dla Red Bulla". Dopiero, gdy Bottas zdołał wyjść przed bolid Williamsa, Leclerc został uwolniony. 
    Już na 18. okrążeniu Zhou i Bottas jechali po dublet punktów - byli kolejno na 8. i 10. lokacie. Wyścig marzeń dla Chińczyka, który dołożył kolejne dwa punkty w swoim debiutanckim sezonie - w przeciwieństwie do Micka Schumachera, który po wspaniałych kwalifikacjach doznał na pewno szoku po awarii samochodu - cały czas Niemiec ma zerowy dorobek na swoim koncie.
    Norrisa dobił fatalny pit stop w wykonaniu mechaników McLarena. Jeśli zaś mowa o zjeździe do alei serwisowej, to dobrze że Hamilton podczas jednej z wirtualnych neutralizacji zjechał na wymianę ogumienia. Dzięki temu łatwo wyprzedził Alonso w okolicach 23/24 okrążenia.
    Na 28. kółku Leclerc przypomniał mi Lewisa podczas zeszłorocznego GP Brazylii, kiedy to Brytyjczyk przebił się z końca stawki na sam jej początek. tutaj wprawdzie nie było tak kolorowo, ale na wspomnianym okrążeniu Charles był już na 7. pozycji. Monakijczyk znowu został przyblokowany - i to przez niezłą część dystansu. Esteban Ocon trzymał na swojej skrzyni biegów Leclerca np. podczas 32., a także 38. okrążenia. Właściwie można było powiedzieć, że pomagał tym samym koledze z zespołu dogonić Leclerca. Kolejny raz Ocon pokazuje, że nie jest łatwym zawodnikiem do wyprzedzenia.
    Przykrą sprawą był na pewno felerny pit stop ekipy Williamsa na aucie Nicholasa Latifiego. Nawet jeśli Kanadyjczyk jest "najsłabszym ogniwem" stawki, to jednak był na swoim domowym torze i przed własną publicznością. 
    Kolejną złą do bólu wymianę opon wykonał zespół z Maranello, który Leclercowi po walce z Oconem zakładał nowe gumy przez 5.3 sekuny - karygodne, gdy walczy się o punkty w klasyfikacji konstruktorów z Red Bullem. Przez ten błąd Charles wyjechał na 12. pozycji w kolejnej niedzielnej ciuchci. Tym razem prowadził ją Lance Stroll (który u siebie zdobył punkt za statecznie 10. miejsce, potem jechali Zhou, Tsunoda, Ricciardo, a więc trudne orzeszki do wyprzedzenia.
    Większość kibiców poczuła nostalgię za rywalizacją Mercedesa z Czerwonymi Bykami, gdy Verstappen na 44. kółku nie dał rady wyjechać z alei serwisowej przed Lewisem.
    Serię dziwnie długich pit stopów podtrzymał Aston Martin (4.1 sek. na Strollu), Ferrari (3.7 podczas neutralizacji - na Carlosie), Alfa Romeo (4.4 - Bottas), a także znowu McLaren (3.5 - Ricciardo: w okolicach 5/7 dystansu).
    Inny ciekawy pociąg utworzył się pod koniec wyścigu, kiedy to Alonso miał za sobą obu kierowców Alfy Romeo.
    Na pewno brawa należą się Verstappenowi za 26. wygraną podczas 150-tego grand prix. Max pokonał kilkukrotnych mistrzów świata, którzy w całej karierze mieli "ledwo" tyle wygranych, a chłopak z Holandii ma dopiero niecałe 25 lat i pewnie długa przygoda z F1 przed nim. Obecnie urzędujący mistrz świata niczym Alain Prost, metodycznie, bezbłędnie przejechał ostatnie okrążenia pod presją atakującego Sainza. Warto pogratulować też Carlosowi za walkę, choć trzeba chyba sposobu i większej charyzmy na takiego gracza jak Max. Carlos jednak dał z siebie wszystko - z bolidu F1-75 chyba równie tyle.
    Kolejny raz formę prezentuje zespół Alpine - dowieźli nie pierwszy raz dublet punktów. Cieszy się na pewno zespół z Hinwil, bo Alfa zarobiła dziś 10 punktów za duet Bottas-Zhou w pierwszej dziesiątce.
    Słów brakuje już na równą jazdę Russella, na razie najlepszego kierowcę spoza Ferrari i Red Bulla. Czwarta lokata i tradycja utrzymana - ponownie najlepsza piątka w wykonaniu tegorocznego nabytku Mercedesa. Leclerc wywalczył 5. miejsce - więc może być dumny po swoich "kolejowych" perypetiach. Szkoda tylko Ricciardo, który został pokonany przez Lance'a Strolla - Australijczyk miałby następny powód do podbudowania pewności siebie, a tak znowu obszedł się smakiem. Miło widzieć uśmiech na twarzy Hamiltona, choć widać, że silnik i reszta komponentów tworząca model W13 po prostu nie daje rady na dłuższą metę. Nadal się zastanawiam, jakim cudem kierowcy Srebrnych Strzał tym "słabym wozem" dojeżdżają na jakiekolwiek podia i jego okolice? Szkoda, że w walce Sainz-Verstappen nie ma jak oglądać przeszkadzającego im Lewisa lub Russella.
    Gilles Villeneuve, patron nitki w Montrealu, byłby dumny z Carlosa Sainza - Hiszpan walczył zaciekle, jak niegdyś on sam w barwach Ferrari. Ogólnie mówiąc, był to ciekawy weekend wyścigowy. Ale mam nadzieję, że najlepsze niedziele jeszcze czekają w zanadrzu...

Komentarze